piątek, 29 marca 2013

Rozdział 4 - Szczera rozmowa

Próbowałam otworzyć oczy. Zamrugałam kilka razy, widziałam niewyraźnie. Kręciło mi się w głowie. Leżałam na drewnianym łóżku w jakimś małym pokoju. Byłam przykryta szorstkim kocem. Spróbowałam usiąść, wszystko mnie bolało.

- Nareszcie się obudziłaś. Już myślałem, że mi tu wykitujesz.

Znałam ten głos. Obróciłam się i spojrzałam na mężczyznę siedzącego przy moim łóżku. To był Seth! Nie wierzyłam własnym oczom. To on mnie uratował. Wiedziałam, że dobrze strzela z łuku, ale był ostatnią osobą którą podejrzewałabym o to, że uratuje mi życie. Nie rozumiałam dlaczego to zrobił, przecież mnie nienawidził.

- To... to ty? - zapytałam cicho. - Skąd wiedziałeś gdzie jestem? I dlaczego mi pomogłeś?

Nagle przypomniałam sobie o smoczycy i czarodzieju.

- Gdzie są Kira i Armas? Coś im się stało? - zapytałam przerażona.

- Nie. Wszystko z nimi w porządku. Czarodziej był trochę słaby, ale już czuje się dobrze. Rano opowiedział mi kim jest i... kim ty jesteś. A na Kirę, twoją smoczycę, zaklęcie widocznie nie podziałało. Najpierw nie pozwalała mi się do ciebie zbliżyć, ale w końcu przekonałem ją, że chcę ci tylko pomóc. Armas poszedł na dół żeby coś zjeść, a Kira śpi pod twoim łóżkiem.

Wychyliłam się, żeby sprawdzić czy smoczyca naprawdę leży pod łóżkiem. Zakręciło mi się w głowie i spadłabym gdyby Seth mnie nie podtrzymał.

- Uważaj, jesteś jeszcze słaba. - powiedział z troską.

- Dlaczego to zrobiłeś? - Nie poznawałam mojego przyrodniego brata. Zachowywał się tak jakby się o mnie martwił.

Seth odwrócił wzrok w stronę okna. Padał deszcz. Po chwili znów spojrzał na mnie.

- Zrobiłem to bo cię kocham. Wiem, że nie byłem dobrym bratem, ale to dlatego, że się o ciebie bałem. Może opowiem ci wszystko od początku i wtedy mnie zrozumiesz.

Szesnaście lat temu, bawiłem się w lesie, w pobliżu domu. Przyszli tam wtedy pewnie ludzie: mężczyzna i kobieta z dzieckiem na ręku. Mężczyzną tym był Aliar, kuzyn mojego ojca. Poznałem go dwa lata wcześniej gdy nas odwiedził. Powiedział mi, że nie mają czasu wyjaśniać wszystkiego moim rodzicom, bo ktoś ich ściga. Byłem wtedy małym dzieckiem, więc nie tłumaczyli mi zbyt wiele. Powiedzieli tylko, że mam cię zabrać do domu, do mojej rodziny i powiedzieć rodzicom, że jesteś córką Aliara. Obiecałem, że tak zrobię. Ale gdy odeszli, położyłem cię pod drzewem nad rzeką. Myśleli, że tego nie zauważyłem, ale widziałem, że kobieta która trzymała cię na rękach to elfka - miała spiczaste uszy. U ciebie takich nie zobaczyłem, ale byłem pewny, że ty też jesteś elfem. O waszej rasie wiedziałem mało, tylko tyle co ze starych opowieści babci. Elfy to magiczne stworzenia, a król już wtedy zakazał posługiwania się czarami i karał śmiercią wszystkich którzy mieli z nią coś wspólnego. Gdy kuzyn ojca był u nas, powiedział, że zakochał się w elfce. Gdybym powiedział prawdę, rodzice domyśleliby się że jesteś córką tej elfki i nie ukrywaliby tego przed tobą. Prędzej czy później ktoś z wioski poznałby prawdę i doniósł królowi, a wtedy z pewnością byś zginęła.

Seth był bardzo przejęty gdy to mówił. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zaskoczyło mnie to, że od początku wiedział kim byli moi rodzice i kim ja jestem.

- Dlatego właśnie postanowiłem im nic nie mówić. Tylko ja miałem znać prawdę o twoim pochodzeniu. Zawołałem tatę żeby pomógł mi szukać zabawki, którą rzekomo zgubiłem nad rzeką. I wtedy właśnie cię znalazł.

Myślałem, że wszystko się ułoży, że nikt się nie domyśli i będziesz bezpieczna. Ale ty nie byłaś taka jak reszta dzieci. Widziałaś stworzenia które dla zwykłych ludzi były niewidzialne. Byłem zły, że przez to ktoś zacznie coś podejrzewać. Z drugiej strony widziałem jak płakałaś, gdy dzieci śmiały się, że rodzice wyrzucili cię do lasu bo cię nie kochali. Wiedziałem, że nie mogę powiedzieć ci prawdy, bo chciałabyś wtedy odnaleźć swoją prawdziwą rodzinę, a nas byś zostawiła. Nasi rodzice bardzo cię kochali i nie pogodziliby się ze stratą ciebie. Dlatego byłem dla ciebie nie miły, nie chciałem się z tobą zaprzyjaźnić, bo wtedy nieumiałbym ukryć przed tobą prawdy. Wyśmiewałem się z ciebie, bo nie chciałem żebyś opowiadała ludziom o skrzatach i wróżkach które widzisz. Całe życie bałem się, że poznasz prawdę.

Byłam zszokowana. Mój brat o którym myślałam, że mnie nienawidzi, cały czas starał się mnie chronić. To musiało być dla niego bardzo trudne, okłamywać rodziców i pilnować żebym nie odkryła, że jestem elfem. Robił to wszystko dlatego, że mnie kochał. Oczy wypełniły mi się łzami wdzięczności. Spojrzałam na Setha. Bał się, że będę zła i mu nie wybaczę, że ukrywał przede mną prawdę. Ale przecież robił to w dobrej wierze.

- Dziękuję - powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję. Był zaskoczony, ale odwzajemnił uścisk.

- Kocham cię siostrzyczko i cieszę się, że mogę to nareszcie powiedzieć.

Siedzieliśmy tak kilka minut i oboje płakaliśmy. Kira już się obudziła i patrzyła na nas ze zdziwieniem. Byłam szczęśliwa. Teraz już wiedziałam, że będzie dobrze. Uwolnimy tatę i Kehlen i będziemy żyć razem długo i szczęśliwie.

- Wtedy gdy zobaczyłem rycerzy króla przed naszym domem - powiedział Seth- chciałem jakoś zareagować, chciałem, żeby wzięli mnie do niewoli zamiast Harowa lub Kehlen, ale pewnie i tak zabraliby nas wszystkich, a ja nie chciałem zostawiać cię samej. Całą drogę do Terindy szedłem za tobą, w dużej odległości, żebyś mnie nie zobaczyła. Nie wiedziałem kim był starzec z którym poszłaś do jaskini. Czekałem ukryty w pobliżu, żeby odpowiednio zareagować gdybyś miała kłopoty. Gdy zobaczyłem rycerzy zrozumiałem, ze jesteś w niebezpieczeństwie. Wyciągnąłem łuk i strzeliłem. Resztę histori już znasz.

Do pokoju wszedł Armas. Uśmiechnął się do mnie.

- Widzę, że już sobie wszystko wyjaśniliście. Pora zabrać się za naukę.

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 3 - Rozterki i kłopoty

Następnego dnia rano, gdy się obudziłam, Armasa nie było w jaskini. Kira już nie spała, piła wodę z glinianego naczynia. Wczoraj po rzuceniu zaklęcia pozwalającego wykluć się smoczycy, czarodziej był bardzo zmęczony. Powiedział mi tylko, że jutro nauczy mnie jak opiekować się smokiem. Ale ja, choć bardzo bym chciała, nie mogłam spędzić w jaskini kolejnego dnia. Cały czas pamiętałam o mojej rodzinie, która była w niewoli. Nie miałam nawet pojęcia czy dobrze ich tam traktują i czy w ogóle jeszcze żyją. Ta ostatnia myśl wywołała u mnie falę strachu i poczucia winy. Muszę ich uratować. Z drugiej strony wiedziałam czego oczekiwał ode mnie Armas. Był przekonany, że uda mi się pokonać Shadera i Maglora, i że zostanę królową Riverfallu. Ale ja miałam dopiero szesnaście lat, nie wiedziałam jak rządzić krajem, chciałam tylko, żeby było tak jak dawniej, żeby mój tata i siostra byli bezpieczni.

Była jeszcze Kira. Nie mogłam jej zabrać ze sobą. Dziewczyna podróżująca ze smokiem, raczej nie znalazłaby pracy, a ja nawet nie wiedziałam czym ją karmić. Dopiero dzisiaj miałam się czegoś dowiedzieć o smokach. Nie mogłam jej też zostawić. W momencie gdy się wykluła, poczułam coś dziwnego, czego nigdy wcześniej nie czułam. trudno mi opisać to uczucie. Była to miłość, szczęście i chęć oddania życia za smoczycę, gdyby zaszła taka potrzeba.

Musiałam zostać jeszcze parę dni. Gdy dowiem się czegoś więcej o smokach, wyruszę żeby zdobyć pieniądze dla króla. Może uda mi się jakoś ukryć Kirę.

Do jaskini wszedł Armas. W tym momencie młoda smoczyca stanęła przede mną i pokazała małe, ostre ząbki. Nie pozwalała czarodziejowi do mnie podejść. Zrozumiałam, że czuje to samo co ja - chciała mnie chronić. Nie znała zbyt dobrze Armasa i wiedziała czy nie chce mnie skrzywdzić.

- Już dobrze, malutka. To przyjaciel - pogłaskałam ją.

Kira niepewnie stanęła z boku i czujnym wzrokiem śledziła każdy ruch czarodzieja. Mag był wyraźnie czymś zmartwiony.

- Coś się stał? - zapytałam.

- Rycerze cienia kręcą się w pobliżu. Będziemy musieli stąd odejść. Lepiej żeby Shador na razie nie wiedział, że Raiva miała córkę.

- Dobrze, uciekniemy stąd, ale najpierw muszę ci coś opowiedzieć. - Uznałam, że to najlepszy moment na to, żeby Armas dowiedział się o moich planach uwolnienia rodziny z niewoli.

Czarodziej spokojnie mnie wysłuchał, po czym powiedział:

- Pomogę ci. Jeszcze dzisiaj napiszę list do mojego przyjaciela który mieszka w stolicy Carestanii - Andorze. Zakładam, że właśnie tam jest więziona twoja rodzina. Mój znajomy przkupi strażników, żeby dobrze traktowali twojego ojca i siostrę. Gdy już przekarzę ci cało wiedzę o smokach i innych sprawach, wtedy wyruszysz żeby ich uwolnić.

Plan wydawał się dobry. Zastanawiało mnie co miał na myśli mówiąc o innych sprawach. Może chodziło o rozmawianie w myślach?

Nie miałam czasu żeby go o to zapytać. Usłyszałam jakieś krzyki i po chwili przed jaskinią stanęło sześciu mężczyzn. Wszyscy byli przystojni, mieli czarne włosy i spiczaste uszy. Mieli na sobie ciemne zbroje.

Armas stanął przede mną, chciał chyba rzucić na nich jakieś zaklęcie. Kira błyskawicznie znalazła się przy moim boku. Wtem serce jednego z rycerzy zostało przebite strzałą. Zanim reszta zorientowała się, co się dzieje, kolejna strzała trafiła w głowę najwyższego z nich.

Jeden z rycerzy, który wygladał na najstarszego, wyciągnął przed siebie ręce i wypowiedział słowa w starym języku. Poczułam uderzenie magii i straciłam przytomność...

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 2 - Smok

Po kilkunastu minutach wróciłam do jaskini. Armas posprzątał już po śniadaniu. Siedział teraz oparty o jedną ze skalnych ścian i strugał coś w drewnie. Podeszłam i usiadłam obok niego.

- To ty udzieliłeś ślubu moim rodzicom? - zapytałam.

- Tak to ja. - odparł z nutką smutku w głosie. - Dlatego tak dokładnie znam ich historię. Pomagałem się im ukrywać w górach, przynosiłem jedzenie... Czasem czuję się trochę winny, gdybym się wtedy nie zgodził im pomagać, może nie doszło by do wojny.

Nie doszło by do wojny, a ja nigdy bym się nie urodziła. Przerażała mnie ta myśl. Moje życie nie było idealne, ludzie się ze mnie śmiali, nie akceptowali mnie. Przybrani rodzice, choć wiem, że mnie kochali, też uważali, że jestem dziwna. Do tego Seth, który traktował mnie jak piąte koło u wozu. Nieraz myślałam, że mojej rodzinie byłoby beze mnie lepiej. Wiedziałam, że brat miał rację kiedy mówił, że to z mojej winy ludzie nie korzystali z usług kowala Harowa. To po części moja wina, że ojciec i siostra są w niewoli. Chciało mi się płakać. Ale mimo wszystko chciałam żyć. Kochałam życie.

- Żałujesz? - zapytałam Armasa.

- Nie - odparł po chwili.- Twoich rodziców łączyło prawdziwe uczucie i wiem, że bez względu na moją decyzję, znaleźliby sposób żeby być razem.

Cieszyłam się, że był ktoś, kto wierzył w to że moi rodzice mogli być szczęśliwi.

Postanowiłam zapytać czarodzieja co oznaczał głos w mojej głowie, który słyszałam od kilku tygodni. Powtórzyłam mu dokładnie słowa przepowiedni, jej ostatni fragment dotyczył Armasa. To w nim ktoś pokładał nadzieję na zakończenie wojny. Mag słusząc moje przypuszczenia roześmiał się.

- To nie ja mam być wybawcą Riverfallu, tylko ty. Ja mogę jedynie służyć ci radą i nauczyć cię tego co sam potrafię. Nie wiem czyj głos słyszłaś, niewielu ludzi ma dar porozumiewnia się w myślach. Najcześciej taką umiejętność posiadają czarodzieje, żadziej elfy, a u ludzi jest to prawie niespotykane.

Hmm, więc to ja mam zakończyć tą wojnę. Ciekawe jak. Zresztą mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Muszę zdobyć pieniądze i wykupić Harowa i Kehlen.

- A ty potrafisz rozmawiać w myślach?

- Tak. Ty też już wkrótce się tego nauczysz. Mówiłaś, że najpierw głos był niewyrażny. To dlatego, że nie byłaś gotowa. U czarodzieji i elfów umiejętność ta objawia się w dniu szesnastych urodzin. A ty jesteś półelfem.

Przez chwilę siedzieliśmy pogrążeni w ciszy. Minęło już południe, na dworze było ciepło. Pierwszy odezwał się Armas.

- Chciałbym ci coś dać. - Podszedł do ściany i podniósł fioletowy, okrągły przedmiot. Prawie o nim zapomniałam, co to mogło być? Wyglądało jak jajo, ale na pewno nie jest to jajko żadnego ze znanych mi ptaków. Było o wiele większe. Czyżby to było...

- Tak jak już wcześniej ci mówiłem, smoki w Riverfallu były bardzo szanowane. Gdy władzę przejął Shador, część z nich uwięził i czerpał z ich krwi magiczną moc. Reszta smoków które próbowały walczyć o swoją wolność została zabita. Przeżyły tylko nieliczne. Twoi rodzice znaleźli pewnego dnia w lesie ranną smoczycę. Nie miała szans na przeżycie, oddała więc swoje dwa jaja twojej matce. Jedno z nich to właśnie to które trzymam w ręce, drugie niestety zostało przejęte przez elfy cienia.

A więc to jajo smoka! Sophia opowiadała mi kiedyś o nich legendy, ale nie wiedziałam że są prawdziwe.

- Ale dlaczego tan smok się jeszcze nie wykluł? Przecież minęło już szesnaście lat.

- Wiele wieków temu rzucono na smoki pewien czar, dzięki któremu smok może wykluć się tylko pod wpływem zaklęcia wypowiedzianego przez maga. Było to zabezpieczenie przed tym, żeby nikt nie mógł ich zmusić do służenia złym ludziom. Wyobraź sobie, że gdyby smoki wykluwały się z jaj po kilku miesiącach, Shador mógłby czerpać z nich nieskończoną siłę. Byłby wtedy jeszcze potężniejszy. Oczywiście próbował zmusić kilku czarodzieji do rzucenia tego zaklęcia, jednak żaden się nie zgodził. Podobno w jednej z komnat pałacu, Shador trzymał dużą ilość niewyklutych smoczych jaj. To jajo przechowywałem przez tyle lat dla ciebie. Obiecałem twójej matce, że jeśli coś jej się stanie, dam je tobie.

- Naprawdę? Nie wiem czy jestem na to gotowa. Nigdy nie widziałam smoka, nie wiem czy będę umiała się nim zająć. - powiedziałam.

Z jednej strony byłam bardzo szczęśliwa, ale z drugiej obawiałam się czy sobie poradzę.

- Spokojnie, wszystkiego cię nauczę. A teraz weź je do rąk, a ja wypowiem zaklęcie.

Kilka kolejnych minut było dla mnie wspaniałym przeżyciem. Armas wypowiadał słowa w pradawnym języku. Czułam wokół siebie magię. Nagle zauważyłam pęknięcie na skorupie. Po chwili następne. Z jaja wydostał się mały smok. Miał ciemnofioletową plamkę nad noskiem. Z małego rogatego łebka patrzyły na mnie wielkie, błękitne oczy.

- To smoczyca - powiedział czarodziej.

Pogłaskałam ją. Skóra była lekko chropowata. Smoczyca rozprostowała skrzydła.

- Nazwę cię Kira - powiedziałam do mojej nowej podopiecznej i się uśmiechnęłam.

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 1 - Przeszłość

- Widzę, że już się obudziłaś. Zapraszam na śniadanie.

Obróciłam się w stronę z której dochodził głos. Armas pochylał się nad miedzianym garnkiem z którego unosiła się para. Jaskinię wypełnił zapach gulaszu. Obok dogasającego ogniska leżały czerwono złote pióra - pozostałości po Tatalu*.

Właściwie to byłam wegetarianką. Częściowo dlatego, że nie chciałam jeść czegoś co kiedyś żyło, a częściowo dlatego, że nie było nas stać na zakup mięsa. Ale ponieważ od mojego ostatniego posiłku minęła ponad doba, rzuciłam się na jedzenie i w kilka minut pochłonęłam swoją porcję.

Armas poczekał aż zjem, po czym zaczął mówić:

- Obiecałem, że opowiem ci całą historię twojej rodziny. Musimy więc cofnąć się w czasie o jakiś siedemnaście lat. Królową Riverfallu była wtedy Arianna. Za jej rządów Riverfall było bogatym, elfim miastem, elfy żyły w pokojowych stosunkach z innymi rasami, a smoki były podziwiane i szanowane. Córka Arianny, Raiva, była zaręczona z elfem cienia - księciem Maglorem. Wszyscy byli zadowoleni z planów takiego małżeństwa, ponieważ wiedzieli, że zabezpieczy ich ono przed wojną. Już od dawna wiadome było, że król Shador, ojciec Maglora, chce przejąć władzę nad wszystkimi elfimi państwami. Z dwunastu elfickich krajów, zostały jeszcze tylko dwa, których nie udało się mu podbić. Jednym z nich był Riverfall, w którym żyły elfy lasu, a drugim Ceruleum - państwo elfów powietrza. Jeśli ślub Raivy z Maglorem doszedłby do skutku, Riverfall zostałby przejęty przez elfy cienia bez wojny. Takie rozwiązanie byłoby najlepsze, ponieważ nikt nie miał szans wygrać z Shadorem, który do podbijania kolejnych ziem używał czarnej magii. Księżniczka Raiva zawsze była posłuszna swoim rodzicom, lecz w tym jednym przypadku nie chciała się zgodzić. Była zakochana w człowieku o imieniu Aliar. Małżeństwo elfa z człowiekiem nie miało precedensu. Królowa Arianna pod żadnym warunkiem nie chciała się na nie zgodzić. - W tym miejscu Armas zrobił krótką przerwę, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym podjął opowieść. - Ślubu mogły udzielić tylko trzy osoby: król, królowa lub czarodziej. Raiva i Aliar postanowili więc odszukać trzecią z tych osób. Oboje byli uparci i bardzo się kochali. Myśleli, że nic nie może stanąć na drodze do ich szczęścia. Gdy mag udzielił im ślubu, zdecydowali, że zamieszkają wśród ludzi. Ich spokój nie trwał jednak długo. Kiedy elfy cienia dowiedziały się o ucieczce księżniczki, wybuchła wojna. Podczas niej zginęło wiele elfów, smoków, a także ludzi. Aliar i Raiva przez rok ukrywali się w górach. Gdy urodziła się im córka dali jej na imię Elisabeth. Byli bardzo szczęśliwi, ale wiedzieli, że dla jej dobra muszą ją oddać. Zostawili ją w lesie w pobliżu domu dalekiej rodziny Aliara. Wkrótce po tym zostali znalezieni przez rycerzy Shadora i zabici. Królowa Arianna oraz inni królowie także zostali zamordowani. W ten sposób Shador, a po nim Maglor, byli niepodzielnymi władcami jedenastu elfickich państw. Jedynym krajem który do dzisiaj broni się przed wojskami cieni jest Ceruleum.

Kiedy Armas przestał mówić byłam roztrzęsiona. Więc taka jest prawda. Moi rodzice nie żyją. Zostali zamordowani. A ja jestem półelfem. I z tego co zrozumiałam jestem jedyną, prawowitą dziedziczką tronu Riverfallu.

Do głowy cisnęły mi się tysiące pytań, ale musiałam wyjść przed jaskinię żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Za dużo informacji, jak na jeden dzień.

_________________________________________________________________________________

*Tatal - ptak z rodziny bażantowatych. Występuje w lasach Valetrii. Ma czerwone ubarwienie, ze złotymi plamkami na skrzydłach. Mięso Tatala jest jadalne, najlepiej smakuje z czarnymi jagodami.

Prolog cz. 3

Była już noc, gdy zbliżałam się do bram miasta. Księżyc w pełni i gwiazdy oświetlały drogę. Mimo wczesnej wiosny, było ciepło. Po mojej porawej stronie było wysokie pasmo gór Krakanów.

Usłyszałam szelest i po chwili stanęła przede mną postać w starym, zniszczonym płaszczu. Nie wiedziałam czy to mężczyzna czy kobieta. Było ciemno, a twarz przesłaniał kaptur. Dopiero po głosie poznałam, że to starszy mężczyzna.

- Witaj Elisabeth - powiedział z szacunkiem.

Elisabeth? Przecież ja mam na imię Zoriia.

- Musiał mnie pan z kimś pomylić. Nie nazywam się Elisabeth.

- Z nikim nie mógłbym pomylić dziedziczki tronu Riverfallu - choć nie widziałam jego twarzy, czułam, że się uśmiecha. - Jeśli pozwolisz pani, opowiem ci kim jesteś. Ale może udajmy się w miejsce bardziej odpowiednie na takie rozmowy.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Po chwili ciszy starzec dodał:

- Ja nazywam się Armas. Proszę cię księżniczko, żebyś mi zaufała. Byłem przyjacielem twoich rodziców. Niedaleko stąd znajduje się mała, przytulna jaskinia.

Armas, to było imię czarodzieja, którego kazał mi odszukać głos. Postanowiłam mu zaufać, chociaż wiedziałam, że pójście z nieznajomym mężczyzną, w nocy, do jaskini, nie było zbyt mądre. Miałam przy sobie nóż, który zawsze nosiłam w bucie, więc w razie czego mogłam się obronić.

- Dobrze, pójdę z panem, ale pod jednym warunkiem - chcę usłyszeć całą historię o mnie i mojej rodzinie.

Jaskinia wcale nie znajdowała się tak blisko, jak mówił starzec. Szliśmy ponad godzinę, najpierw po polu pełnym dziur i kamieni o które się potykałam, a następnie po stromym ścieżce na zboczu góry.

Byłam bardzo zmęczona, nie spałam od ponad piętnastu godzin, a moim ostatnim posiłkiem było śniadanie zjedzone rano, a teraz było już po północy.

Gdy dotarliśmy na miejsce, Armas zaproponował żebym położyła się spać przy ognisku które rozpalił, a rano porozmawiamy. Przed snem zauważyłam tylko jak kładzie obok mnie coś fioletowego.

czwartek, 21 marca 2013

Prolog cz.2

Poprzez kręte drogi
do ojczyzny cienia,
tam gdzie jasne słońce
w ciemność się przemienia.

Przez wysokie góry
i płaskie doliny
żeby dojść do Riverfall
- domu twej rodziny.

I gdy już tam dotrzesz
odnajdź czarodzieja,
Armas ma na imię.
W nim cała nadzieja.

Gdy delikatny, kobiecy głos przestał rozbrzmiewać w moich myślach, zacząłam zastanawiać się o co chodzi. Dlaczego dopiero dzisiaj zrozumiałam słowa w tym dziwnym języku? I jak to w ogóle możliwe, że rozumiałam język którego się nigdy nie uczyłam? Jedyny znany mi język to Valasi, posługiwali się nim wszyscy mieszkańcy Valetrii. O co chodziło z tym Riverfall? Czyżby to było jakieś miasto w którym odnajdę prawdziwych rodziców? Ale dlaczego mam szukać jakiegoś czarodzieja? Te i wiele innych pytań krążyły po mojej głowie, gdy wracałam do domu.

W drewnianej chacie nikogo nie znalazłam. Tak samo w ogródku warzywnym za domem.

- Tato?! Kehlen?! - zawołałam. Nikt nie odpowiedział. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i zasłonił usta dłonią. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam.

- Bądź cich wariatko, nie ma ich tutaj. - To był Seth. - Ludzie króla przyszli po spłatę zaległych podatków. Tata nie miał pieniędzy, więc wzięli jego i Kehlen do niewoli. Przed chwilą odjechali, ale ktoś może się tu jeszcze kręcić, więc nie próbuj krzyczeć - puścił mnie.

- Ale dlaczego ciebie nie zabrali? - zapytałam.

- Bo byłem wtedy na polu. Gdy zauważyłem co się dzieje schowałem się w lesie.

- Nie pomogłeś im?! Jak mogłeś spokojnie patrzeć na to jak biorą twoją rodzinę do niewoli! Jesteś zwykłym tchórzem!

Usiadłam na progu i oparłam się o drzwi. Zamknęłam oczy. Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Król Esward nałożył na naszą wioskę wysokie podatki. Tata zarabiał coraz mniej, ludzie rzadko przychodzili w okolice naszego domu. W naszej wiosce mieszkańcy byli biedni i mało kto miał konia. Nieliczni, którym udało się uzbierać pieniądze na to piękne zwierzę, jechali do sąsiedniej wioski, żeby je podkuć.

Prawda była taka, ze nie mieliśmy pieniędzy, zeby spłacać podatki. Seth miał 21 lat, chciał wyjechać w poszukiwaniu pracy do innego miasta, ale ktoś musiał zajmować się uprawą pola, a ojciec był na to za słaby.

Tak mijały kolejne tygodnie, a długi rosły. Aż do dzisiaj. Nie wiem jak Seth mógł na to spokojnie patrzeć, powienien coś zrobić, jakoś zareagować. Ale w głębi serca wiedziałam, że to by nic nie dało. Rycerzy było kilku i byli uzbrojeni.

- Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam tak tu siedzieć. - powiedziałam do brata.

- To co niby zamierzasz zrobić?

- Jak to co! Zdobyć pieniądze, oddać je królowi i odzyskać rodzinę.

- Jestem ciekawy w jaki sposób. To przez ciebie ludzie przestali korzystać z usług ojca. Woleli jechać do innego kowala, byle tylko być jak najdalej od ciebie. Przecież wszyscy wiedzieli o tym, że jesteś nienormalna. Gdy miałaś 6 lat, chodziłaś po wsi i opowiadałaś o goblinach które cię ścigają i o syrenach w jeziorze. Żadne dziecko nie chciało się z tobą bawić. A przy okazji ze mną też nie. Wolałbym żeby Harow nigdy cię nie znalazł. Ale nic na to nie poradzę. Rodzice cię pokochali, chociaż nie wiem dlaczego. Dlatego nie pozwolę żebyś zrobiła coś głupiego. Tutaj nie znajdziemy pracy. Będziemy musieli wyjechać.

- Nigdzie z tobą nie pojadę - przerwałam mu monolog. - Sama znajdę jakiś sposób na zdobycie pieniędzy. Nie potrzebuję brata który mnie nienawidzi i oskarża o wszystko. Poradzę sobie sama.

Nie czekając na jego odpowiedź pobiegłam w stronę drogi. Gdy byłam na zakręcie obejrzałam się. Nie szedł za mną. Skierowałam się w stronę Terindy, największego miasta w pobliżu Valetrii.

wtorek, 19 marca 2013

Prolog cz.1

         
Obudziłam się. Czułam pod sobą twarde, zimne podłoże. Gdzie ja jestem? - pomyślałam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduję się w jaskini. Usiadłam. Po lewej było duże wejście, a z sufitu zwisały stalaktyty. Nagle mój wzrok zatrzymał się na okrągłym, fioletowym przedmiocie, który znajdował się obok mnie. Przypomniały mi się wydarzenia poprzedniego dnia...

Już rano czułam, że wydarzy się coś niezwykłego. Zaraz po śniadaniu usiadłam przed domem na pniu ściętego drzewa i przyjrzałam się chmurom. Miały dziwny, fioletowo - pomarańczowy odcień. Ich kolor nie zdziwił by mnie tak, gdyby to było wieczorem w trakcie zachodu słońca. Ale to był wczesny ranek! Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak.

I znowu stało się to co wczoraj - w mojej głowie pojawił się cichy, melodyjny głos. Nie rozumiałam usłyszanych słów, był to jakiś nie znany mi język. Nikomu o tym nie mówiłam. Mieszkałam w małej wiosce Valettri, na północy państwa Carestanii. Większość tutejszych ludzi bała się magii, czarów i innych niespotykanych zjawisk - a słyszenie głosów, których nikt inny nie słyszy, na pewno do nich należało. Jedyną osobą z którą mogłabym o tym porozmawiać była Sophia, wędrowna uzdrowicielka. Mieszkała w naszym domu przez kilka tygodni, ale gdy wyleczyła już wszystkich chorych, ludzie kazali jej odejść. Podejrzewali ją o używanie magii, a ona nie zaprzeczała. Można się było tego spodziewć, gdy czary leczyły ich laczyły to były dobre, ale gdy przestali chorować, to wszyscy nagle przypomnieli sobie o królewskim zakazie używania magii.

Rozmyślania przerwał mi głos Seth'a, mojego starszego o pięć lat brata, który mnie nienawidził. Właściwie to był tylko przyrodnim bratem.

- Co świrusko? Znowu widzisz jakieś latające stworki, albo skrzaty mieszkające w starym dębie za domem? - zaśmiał się. - Mogłabyś wreszcie dorosnąć. Przez ciebie cała wioska się z nas śmieje. Synowie młynarza nabijają się ze mnie, że mam siostrę wariatkę, która jest nieudanym eksperymentem jakiegoś czarnoksiężnika. - Seth wszedł do domu, a moje oczy napełniły się łzami. Jak on mógł. To nie moja wina, że taka jestem, chciałabym być normalna, ale nie potrafię. Nie znam mojej prawdziwej rodziny, nie wiem kim jestem, ani skąd pochodzę. Może ludzie mają rację - stworzył mnie jakiś szalony mag, a później porzucił w lesie. Sama już nie wiem, co mam myśleć.

Szłam wolnym krokiem nad rzekę. Nie chciałam, żeby ktoś widział, że płaczę, a szczególnie Seth. Na pewno byłby zadowolony, że jego głupie żarty doprowadziły mnie do takiego stanu. Nie dam mu tej satysfakcji.

Rzeka znajdowała się w lasku, niedaleko naszego domu. To właśnie tutaj 16 lat temu, znalazł mnie kowal Harow. Miał chorą żonę i dwójkę małych dzieci, ale mimo wszystko postanowił się mną zaopiekować.

Nowa rodzina szybko mnie zaakceptowała. Z wyjątkiem Seth'a. Klarisa, żona Harowa, zmarła gdy miałam 5 lat. Nie pamiętam jej za dobrze. Wiem tylko, że kochała mnie jak własne dziecko. Po jej śmierci musiałam zacząć zajmować się najmłodszą siostrą, trzyletnią Kehlen. Najstarszy syn Harowa i Klarisy, Galdor, zginął w czasie wojny z Birdenami - wojowniczym ludem, pochodzącym ze wschodu. Ojciec opowiadał mi, że wydarzyło się to gdy miałam dwa lata. Galdor miał wtedy osiem lat, bawił się przed domem, gdy Birdeni napadli na wioskę. Nie zdążył się schować, rodzice znaleźli go przebitego mieczem. Czasami żałuję, że to on zginął, a nie Seth. Mama opowiadała mi że Galdor bardzo się ucieszył, gdy ojciec przyniósł mnie do domu. Na pewno byłby dla mnie dobrym bratem.

Siedziałam nad strumieniem dobrych kilka godzin. Nagle znowu usłyszałam głos w mojej głowie. Tym razem zrozumiałam słowa...