wtorek, 19 marca 2013
Prolog cz.1
Obudziłam się. Czułam pod sobą twarde, zimne podłoże. Gdzie ja jestem? - pomyślałam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduję się w jaskini. Usiadłam. Po lewej było duże wejście, a z sufitu zwisały stalaktyty. Nagle mój wzrok zatrzymał się na okrągłym, fioletowym przedmiocie, który znajdował się obok mnie. Przypomniały mi się wydarzenia poprzedniego dnia...
Już rano czułam, że wydarzy się coś niezwykłego. Zaraz po śniadaniu usiadłam przed domem na pniu ściętego drzewa i przyjrzałam się chmurom. Miały dziwny, fioletowo - pomarańczowy odcień. Ich kolor nie zdziwił by mnie tak, gdyby to było wieczorem w trakcie zachodu słońca. Ale to był wczesny ranek! Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak.
I znowu stało się to co wczoraj - w mojej głowie pojawił się cichy, melodyjny głos. Nie rozumiałam usłyszanych słów, był to jakiś nie znany mi język. Nikomu o tym nie mówiłam. Mieszkałam w małej wiosce Valettri, na północy państwa Carestanii. Większość tutejszych ludzi bała się magii, czarów i innych niespotykanych zjawisk - a słyszenie głosów, których nikt inny nie słyszy, na pewno do nich należało. Jedyną osobą z którą mogłabym o tym porozmawiać była Sophia, wędrowna uzdrowicielka. Mieszkała w naszym domu przez kilka tygodni, ale gdy wyleczyła już wszystkich chorych, ludzie kazali jej odejść. Podejrzewali ją o używanie magii, a ona nie zaprzeczała. Można się było tego spodziewć, gdy czary leczyły ich laczyły to były dobre, ale gdy przestali chorować, to wszyscy nagle przypomnieli sobie o królewskim zakazie używania magii.
Rozmyślania przerwał mi głos Seth'a, mojego starszego o pięć lat brata, który mnie nienawidził. Właściwie to był tylko przyrodnim bratem.
- Co świrusko? Znowu widzisz jakieś latające stworki, albo skrzaty mieszkające w starym dębie za domem? - zaśmiał się. - Mogłabyś wreszcie dorosnąć. Przez ciebie cała wioska się z nas śmieje. Synowie młynarza nabijają się ze mnie, że mam siostrę wariatkę, która jest nieudanym eksperymentem jakiegoś czarnoksiężnika. - Seth wszedł do domu, a moje oczy napełniły się łzami. Jak on mógł. To nie moja wina, że taka jestem, chciałabym być normalna, ale nie potrafię. Nie znam mojej prawdziwej rodziny, nie wiem kim jestem, ani skąd pochodzę. Może ludzie mają rację - stworzył mnie jakiś szalony mag, a później porzucił w lesie. Sama już nie wiem, co mam myśleć.
Szłam wolnym krokiem nad rzekę. Nie chciałam, żeby ktoś widział, że płaczę, a szczególnie Seth. Na pewno byłby zadowolony, że jego głupie żarty doprowadziły mnie do takiego stanu. Nie dam mu tej satysfakcji.
Rzeka znajdowała się w lasku, niedaleko naszego domu. To właśnie tutaj 16 lat temu, znalazł mnie kowal Harow. Miał chorą żonę i dwójkę małych dzieci, ale mimo wszystko postanowił się mną zaopiekować.
Nowa rodzina szybko mnie zaakceptowała. Z wyjątkiem Seth'a. Klarisa, żona Harowa, zmarła gdy miałam 5 lat. Nie pamiętam jej za dobrze. Wiem tylko, że kochała mnie jak własne dziecko. Po jej śmierci musiałam zacząć zajmować się najmłodszą siostrą, trzyletnią Kehlen. Najstarszy syn Harowa i Klarisy, Galdor, zginął w czasie wojny z Birdenami - wojowniczym ludem, pochodzącym ze wschodu. Ojciec opowiadał mi, że wydarzyło się to gdy miałam dwa lata. Galdor miał wtedy osiem lat, bawił się przed domem, gdy Birdeni napadli na wioskę. Nie zdążył się schować, rodzice znaleźli go przebitego mieczem. Czasami żałuję, że to on zginął, a nie Seth. Mama opowiadała mi że Galdor bardzo się ucieszył, gdy ojciec przyniósł mnie do domu. Na pewno byłby dla mnie dobrym bratem.
Siedziałam nad strumieniem dobrych kilka godzin. Nagle znowu usłyszałam głos w mojej głowie. Tym razem zrozumiałam słowa...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Super! Czekam na więcej. :D
OdpowiedzUsuń