niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 9 - Czuwanie przy Kehlen

        
Nie wiem ile czasu tak siedzieliśmy. Może kilka godzin, ale dla mnie była to wieczność. Przez cały ten czas Seth nie odezwał się ani słowem. Ja zresztą też nie. Nie miałam na to odwagi i nie byłam jeszcze gotowa usłyszeć jak zginął mój ojciec. Ostatnio w moim życiu wydarzyło się stanowczo zbyt wiele.

Przyglądałam się kwiatom stojącym w niebieskim wazoniku na stole pod oknem. To były czerwone tulipany, trochę już zwiędły. Gdy już znałam na pamięć każdy płatek kwiatów i każdą rysę na wazoniku, poczułam, że jestem bardzo głodna. Ostatnią rzeczą jaką jadłam było małe śniadanie poprzedniego dnia. Zastanawiałam się czy nie zejść na dół i nie poprosić o coś do jedzenia, gdy nagle Kehlen zaczęła krzyczeć.

Spojrzałam na nią przerażona, Seth podbiegł do łóżka i złapał ją za rękę. Armas obudził się, ale z jego twarzy wyczytałam, że nie był ani troszkę zaskoczony czy przestraszony. Dlaczego on zachowywał się tak spokojnie! Jakby wcale nie interesowało go to czy moja siostra przeżyje.

- Zrób coś! - krzyknęłam do niego - Pomóż jej!

Mój brat też był zły na czarodzieja.

- Dlaczego ona tak krzyczy? Czemu nie chcesz jej pomóc?!

- Naprawdę chciałbym - odrzekł smutno mag - Ale nie mogę nic zrobić. Chyba powinienem wam wyjaśnić co jej jest, ale najpierw chcę usłyszeć co wydarzyło się w Andorze.

Seth usiadł na skraju łóżka, cały czas trzymając Kehlen za dłoń. Zamknął na chwilę oczy żeby zebrać myśli i ułożyć z nich w miarę logiczną wypowiedź.

- Do stolicy dotarłem szybko, bez problemów znalazłem też twojego przyjaciela który zaprowadził mnie do budynku w którym mieściło się więzienie. Panowało tam wielkie zamieszanie. Gdy zapytałem strażnika który stał przy wejściu, co się stało, powiedział tylko, że jeden z więźniów kogoś zaatakował. Nagle zobaczyłem jak z jednej celi wynoszą mojego ojca. Zacząłem go wołać żeby się obudził, ale on nie reagował. - Widziałam że Seth bardzo cierpi przywołując w pamięci wydarzenia poprzedniego dnia. Czyli ktoś zabił Harowa? Ale kto? I dlaczego? - Strażnik powiedział że on nie żyje, a jego córka również została zaatakowana, ale strażnicy w porę zareagowali i uwięzili tego mordercę. Nic więcej nie chcieli mi powiedzieć, nie wyjaśnili dlaczego jest nieprzytomna. Kazali mi tylko zabrać Kehlen jak najdalej stąd.

Armas zamyślił się i po chwili powiedział:

- Teraz już wszystko rozumię. Za śmierć waszego ojca i to co dzieje się w tej chwili z Kehlen jest odpowiedzialny wampir.

Wampir?! Nie wierzyłam własnym uszom. To nie możliwe. Słyszałam historię o tych krwiopijcach ale nie sądziłam, że są prawdziwe.

- Nie mogę jej już pomóc.- Mówił dalej czarodziej. - Gdy ją przywiozłeś było już za późno. Jad rozszedł się już po całym ciele. Kiedy wysłałem was po wodę, zobaczyłem ślady na jej szyi i byłem już prawie pewny czym się stanie za kilkanaście godzin.

Mag odgarnął włosy z szyi mojej siostry i wtedy zobaczyłam dwa ślady oddalone od siebie o około 3 cm. Czy to znaczy, że Kehlen będzie teraz wampirem? Ale dlaczego tamten wampir zabił tatę, a Kehlen tylko przemienił? Powtórzyłam głośno te pytania.

- Gdy wampir zaatakuje swoją ofiarę, nie potrafi się od niej oderwać dopóki nie wypije całej jej krwi i nie pozbawi jej życia. Najpierw zabił Harowa, a gdy ugryzł Kehlen musieli przyjść strażnicy i go odciągnęli. Nie możemy już nic zrobić, przemiana jest teraz w ostatnim stadium, za godzinę będzie już po wszystkim. Kehlen będzie wampirem i musimy się zastanowić co zrobimy. Kiedy się obudzi będzie bardzo głodna, pragnienie będzie tak silne że może nawet zaatakować kogoś z nas.

Moje życie jest po prostu wspaniałe - pomyślałam sarkastycznie. - Niedawno dowiedziałam się że jestem dziedziczką tronu Riverfallu, a jego obecny władca chce mnie zamordować. Wczoraj został zabity mój ojciec, a siostra zaraz przemieni się w potwora który prawdopodobnie wybierze mnie na swój pierwszy posiłek.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 8 - Dziwna choroba

Otworzyłam oczy, byłam bardzo słaba. Czułam ciepło ogniska.

- Napij się - czarodziej podał mi naczynie z jakimś płynem. - To ci pomoże.

Napój był gorzki w smaku, ale wypiłam go powoli. Po chwili poczułam się silniejsza i usiadłam bliżej ogniska.

- Dziękuję - powiedziałam do Armasa.

- To nie mi powinnaś dziękować tylko swojej smoczycy. Przekazała ci część swojej energii i teraz sama ledwo żyje. Jak mogłaś być tak nieodpowiedzialna. Mówiłem ci przecież, że nie jesteś jeszcze gotowa. Przez twoje nieposłuszeństwo mogłyście obie zginąć.

Mag miał rację. Chciało mi się płakać, miałam nadzieję, że Kira szybko wyzdrowieje.

- Czy...czy ona przeżyje? - to pytanie ledwo przeszło mi przez usta.

- Tak. Za kilka dni obie będziecie w pełni sił. Ale obiecaj, że na razie nie będziesz próbowała z nikim rozmawiać w myślach bez konsultacji ze mną.

- Obiecuję.- powiedziałam już trochę spokojniejsza, choć miałam ochotę podziękować Kirze za to co dla mnie zrobiła. - Jak długo byłam nieprzytomna?

- Prawie godzinę. Powinnaś się teraz wyspać. To pomoże ci wrócić do sił.

Zrobiłam tak jak mi kazał. Ułożyłam się na ziemi przy ognisku i po kilku minutach już spałam. Śniła mi się Valettria i mój dom kiedy żyła jeszcze Klarisa. Miałam wtedy może pięć lat, bawiłam się z Kehlen przed domem. Była wiosna i mama sadziła kwiaty w ogrodzie. Nie wiem czy to zdarzenie było prawdziwe czy powstało tylko w mojej wyobraźni.

***

Obudził mnie tętent końskich kopyt i krzyki. Wstałam. Było ciemno, więc dopiero po chwili zobaczyłam Seth'a jadącego w stronę naszego obozu. Zdziwiło mnie to, bo przecież mieli przyjechać do Belloxy dopiero jutro, albo za dwa dni. Ale gdzie był tata i moja siostra? Poczułam ukłucie strachu. Coś musiało się stać. Gdy koń był już bliżej zauważyłam, że Kehlen jest przewieszona przez jego grzbiet, a Seth przytrzymuje ją żeby nie spadła. Zawsze miałam jasną karnację, ale w tym momencie zbladłam jeszcze bardziej. Co jej się stało? Gdzie jest Harrow?

Armas też już nie spał. Seth szybko zeskoczył z konia. Czarodziej pomógł mu zdjąć nieprzytomną dziewczynę. Ułożyli ją na ziemi.

- Co się stało? - krzyknęłam. - Dlaczego jest nieprzytomna? I gdzie jest tata?

- Tata nie żyje - powiedział Seth ze łzami w oczach.

To był dla mnie cios. Kolana się pode mną ugięły i upadłam na ziemię. To niemożliwe. Przecież był w niewoli, ale Seth miał go wykupić. Mieliśmy się jutro spotkać. To nie mogła być prawda. Nie wierzyłam w to co się stało.

- Proszę pomóż jej. - Usłyszałam zrozpaczony głos mojego starszego brata. - Nie wiem co się z nią stało. Myślałem, że ma wysoką gorączkę, ale jest cała zimna.

- Spróbuję pomóc, zaraz ją zbadam - powiedział smutno czarodziej.

Słowa brata przypomniały mi o Kehlen. Nie mogłam teraz się załamywać. Moja siostra była chora, ale żyła. Jeszcze żyła. Spojrzałam na nią. Była bardzo blada, jej czarne włosy były zlepione od potu, a oczy drgały pod powiekami. Armas dotknął dłonią jej czoła.

- Przynieś trochę wody - powiedział do mnie.

Szybko poszłam w miejsce gdzie zostawiliśmy juki i wyjęłam bukłak z wodą. Gdy wróciłam zobaczyłam, że Armas jest bardzo zmartwiony.

- Musimy jak najszybciej zawieść ją do jakiejś karczmy w Belloxy. Mam nadzieję, że zdążymy przed świtem.

Do wschodu słońca zostało jeszcze może godzina. Nie wiedziałam jak daleko jest do wsi, ale nie sądziłam, że zdążymy w tak krótkim czasie.

- Wszystko wam później wyjaśnię, ale musimy już jechać.

Posłuchaliśmy go. Seth tak jak wcześniej przerzucił Kehlen przed sobą w siodle. Chciałam żeby brat opowiedział mi co się wydarzyło w Andorze, ale teraz nie było do tego odpowiednich warunków. Jechaliśmy bardzo szybko i nie rozmawialiśmy.

Miałam nadzieję, że szybko znajdziemy jakieś miejsce w którym czarodziej będzie mógł leczyć Kehlen. To musiała być jakaś ciężka choroba, może w stolicy wybuchła epidemia?

Na szczęście rzeka była blisko, a most nie był zniszczony. Po drugiej stronie Merk znajdowała się gospoda "Pod starym dębem". Nazwa ta nie pasowała za bardzo, ponieważ w okolicy nie rosło żadne takie drzewo.

Armas porozmawiał z karczmarzem i zapłacił za pokój. Seth wniósł Kehlen na górę. Pokoik był mały, naprzeciw drzwi było okno. Właśnie wschodziło słońce. Czyli jednak zdążyliśmy - pomyślałam. Czarodziej zasłonił okno i powiedział, że na razie nie może jej pomóc i wszyscy powinniśmy się przespać. Chciałam zaprotestować, ale miałam nadzieję, że Armas wie co robi. Nie rozumiałam tylko jak mógł zaproponować coś takiego. Byłam zmęczona, ale na pewno w takiej sytuacji nie mogłabym zasnąć. Kira też była jeszcze słaba. Zaledwie kilka godzin temu uratowała mi życie, ale mimo wszystko nie zasnęła i dotrzymywała mi towarzystwa. Seth też nie spał. Liczyliśmy na to, że Armas wyjaśni nam na co chora jest nasza siostra. Ale on po prostu usiadł wygodnie w fotelu przy jej łóżku i zamknął oczy. Postanowiłam, że gdy tylko się obudzi zmuszę go do wyjaśnień.

Kehlen wyglądała coraz gorzej.

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 7 - Rozmawianie w myślach

W drogę wyruszyliśmy przed świtem. Armas pokazał mi mapę Carestanii. Do miejsca w którym mieliśmy rozdzielić się z Seth'em było już niedaleko - jakieś pół dnia drogi. Następnie mieliśmy udać się do Belloxy. Czarodziej powiedział, że nie dotrzemy tam przed zmierzchem, dlatego postanowiliśmy przenocować pod gołym niebem, a następnego dnia rano przeprawić się przez Merk - największą rzekę na południu Carestanii. Armas był w tych okolicach ostatni raz kilka lat temu, więc most którym przechodził do wioski, mógł się już zawalić, wtedy będziemy musieli zbudować tratwę.

Ranek był chłodny, ale dzień zapowiadał się słoneczny. Na niebie były tylko małe obłoczki przez które przebijały się promyki wiosennego słońca.

Jechaliśmy teraz wolno przez nieduży las. Klacz na której jechał mag zwolniła, czarodziej pozwolił wyprzedzić się Seth'owi i zajął jego miejsce po mojej prawej.

- Chyba już pora na kolejną lekcję. Zanim przyjmą cię do Nocnego Zakonu Smoków będziesz musiała pokazać co już potrafisz. Rozmawianie w myślach to trudna umiejętność, ale dzięki niej zdobędziesz szacunek - powiedział do mnie z uśmiechem. - Zamknij oczy i wyobraź sobie tunel, na końcu którego stoję ja. Spróbuj przesłać mi jakieś słowo. Nie myśl o niczym innym.

Zrobiłam tak jak mi kazał. Wytężyłam umysł. Chciałam przesłać mu słowo ''smok''. Było krótkie, więc miałam nadzieję, że pójdzie mi łatwo. Wyobraziłam sobie jak to słowo płynie przez tunel.

- Smok - powiedział z radością czarodziej. - Dobrze! Myślałem, że nie uda ci się za pierwszym razem. Właściwie to byłem pewny, nie znałem żadnego elfa ani czarodzieja który poradziłby sobie z tym tak szybko.

- Mogę teraz spróbować z Kirą? - zapytałam podekscytowana. Byłam z siebie dumna.

- Rozmawianie w myślach z magicznymi stworzeniami, takimi jak np. smoki wymaga więcej energii, więc na razie poćwiczysz ze mną.

***

Ćwiczyliśmy kilka godzin. Zmęczyło mnie to bardziej niż się spodziewałam. Gdy wyjechaliśmy z lasu Armas się zatrzymał. Ja i Seth zrobiliśmy to samo.

- Tutaj się rozdzielimy. Pojedziesz w prawo, za dwie godziny powinieneś być przed bramą miasta. - powiedział do Seth'a. - Kieruj się w stronę zamku, po drodze na pewno zobaczysz duży, żółty dom. Należy on do mojego przyjaciela który powie ci gdzie masz iść żeby spłacić dług. Będziecie też mogli zatrzymać się u niego na noc. - Wyjął z juków przy siodle sakiewkę i rzucił do mojego brata.

Seth podszedł do mnie i powiedział:

- Uważaj na siebie siostrzyczko. Obiecuję, że już niedługo spotkamy się wszyscy razem. Szkoda tylko, że nie będziesz mogła wrócić ze mną, Kehlen i tatą do domu.

- Ja też żałuję, ale muszę jechać do Starwood. - odpowiedziałam.

Brat objął mnie na pożegnanie, a Kirę pogłaskał po łebku. Wsiadł na Erama i szybko odjechał.

- Na nas też już pora - powiedział czarodziej.

Kolejne kilka godzin przejechaliśmy dość szybko, prawie ze sobą nie rozmawiając. Cieszyłam się, że już wkrótce moja rodzina będzie wolna. Na pewno ucieszą się gdy Seth po nich przyjdzie. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym.

Po drodze spotkaliśmy kilka rodzin z Belloxy które wędrowały do Andory na coroczne święto zieleni*. Nikt nie pytał nas dlaczego idziemy w przeciwnym kierunku. Na szczęście Kira była mała i nikt nie zwracał uwagi na stary koc którym ją przykryłam.

Zbliżał się zachód słońca, gdy dotarliśmy na małą polankę w pobliżu gór. Armas poszedł po drewno do ogniska. Nie planowaliśmy dzisiaj polować, bo w pobliżu nie było żadnego lasu. Musieliśmy zadowolić się suszonym mięsem które zostało od wczoraj. Nie było tego dużo, ale musiało wystarczyć. Czarodziej powiedział, że smoki mogą nie jeść przez kilka dni. Nie podobał mi się ten pomysł, przecież Kira jest jeszcze taka mała.

Kiedy Armas się oddalił postanowiłam porozmawiać ze smoczycą i zapytać czy jest głodna. Byłam gotowa oddać jej swoją część kolacji. Zamknęłam oczy. Armas miał rację, to nie było takie proste. Wyobraziłam sobie Kirę na końcu tunelu. Czułam jak wypływa ze mnie energia.

- Dobrze się czujesz? Uważaj, jesteś jeszcze zbyt słaba... - usłyszałam cichy głos. Należał do Armasa czy do Kiry? Nie miałam pojęcia, czułam się coraz słabsza, zacząło kręcić mi się w głowie. I nagle nie słyszałam już nic. Otoczyła mnie ciemność...

________________________________________________________________

* Święto zieleni - trwające tydzień święto, zaczynało się 15 , a kończyło 22 marca. Jego celem było pożegnanie zimy, która na południu Carestanii kończyła się w pierwszym tygodniu marca. Mieszkańcy wiosek wybierali się z tej okazji do dużych miast, gdzie urządzano parady i organizowano bale.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 6 - Wieczorna rozmowa

Zbliżał się wieczór gdy rozbiliśmy obóz. Seth poszedł do lasu, który przez ostatnie kilka kilometrów ciągnął się po naszej lewej stronie. Był świetnym łucznikiem, więc mogliśmy liczyć na pyszną kolację. Armas pozbierał suche gałązki leżące przy drodze i rozpalił ognisko. Ja także postanowiłam zrobić coś pożytecznego. Przywiązałam konie do pobliskich drzew i poszłam po wodę do pobliskiego strumienia.

Noc była bezchmurna, na niebie lśniły gwiazdy. Usiadłam na dużym kamieniu i zaczęłam się zastanawiać jak będą wyglądały najbliższe miesiące, a może nawet i lata, mojego życia. Tata i Kehlen już wkrótce będą bezpieczni i wrócą z Seth'em do domu, a ja zostanę sama w jakiejś szkole smoczych opiekunów. No, może nie zupełnie sama, bo przecież będzie ze mną czarodziej i moja smoczyca.

Najbardziej bałam się tego co będzie później, gdy już skończę naukę. Kilka dni temu, w jaskini, Armas wyraźnie powiedział, że to ja mam pokonać Shadora i jego syna. Ale przecież Król Elfów Cienia to czarnoksiężnik i ma potężną armię, jak mam z nim walczyć?!

Zdecydowałam, że na razie nie będę o tym myśleć, ponieważ i tak nie miałam wpływu na to co się wydarzy. Musiałam być posłuszna magowi, bo pomagał mi uratować rodzinę.

Gdy wróciłam, przy ognisku siedział już mój brat i rozmawiał z Armasem. W chłodnym, wieczornym powietrzu unosił się zapach pieczonego zająca. Kira kończyła już obgryzać z mięsa kości. Zaciekawiła mnie rozmowa moich towarzyszy podróży, więc podeszłam do ogniska i usiadłam obok Seth'a, który przed chwilą zapytał maga o to jak się zostaje czarodziejem.

- Posługiwanie się czarami to umiejętność przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jeżeli rodzice są czarodziejami to dziecko dziedziczy po nich tą umiejętność. A jeśli tylko jedno z rodziców jest magiczne to dziecko może urodzić się z czarodziejskimi zdolnościami, lecz równie duże szanse są na to, że będzie zwykłym człowiekiem.

- A czy jest możliwe odziedziczenie takich umiejętności po kimś z dalszej rodziny? - Seth kontynuował swoją listę pytań, a Armas cierpliwie na nie odpowiadał. Dlaczego mojego brata tak bardzo interesowało życie magów?

- Teoretycznie tak, ale bardzo rzadko się to zdarza.

- W jaki sposób potraficie kontrolować swoje zdolności posługiwania się magią? - zadał to pytanie bardzo ostrożnie, jakby ważył każde słowo.

- Każdy młody czarodziej lub czarodziejka jest wysyłany do Nocnego Zakonu Smoków. To szkoła nie tylko dla hodowców smoków, lecz także dla czarodziei. Czasami zdarzało się także że czarodziej miał smoka, ale teraz tych pięknych istot jest coraz mniej i obawiam się, że Kira może być jedną z ostatnich. A jeśli chodzi o elfy to wszystkie mają magiczne zdolności, choć nie wszystkie są czarodziejami. Ich moc jest słabsza niż moc magów i dlatego nie muszą uczyć się panowania nad nią w Nocnym Zakonie Smoków.

Ludzkie dzieci u których zaobserwowano niezwykłe umiejętności były wysyłane przez rodziców do Starwood.

- Co się stanie jeśli czarodziej który jest człowiekiem nie pójdzie do tej szkoły?

Armas zamyślił się, po chwili powiedział:

- Znam tylko jeden taki przypadek. Matka króla Eswarda była czarodziejką, ale jej mąż o tym nie wiedział. Gdy zmarła przy porodzie, król nie miał pojęcia, że jego syn ma magiczne zdolności. Nie posłał go do szkoły i wychowywał jak zwykłego człowieka. Po pewnym czasie, gdy młody Esward zauważył, że gdy jest zły lub bardzo szczęśliwy dzieją się dziwne rzeczy. Potrafił otworzyć drzwi zamnknięte na klucz tylko siłą myśli. Nieświadomy swojego pochodzenia, bał się tego. Gdy został królem, zakazał używania magii, bo myślał, że to coś złego. Stał się okrutnym człowiekiem. Ukrywał prawdę o swoich zdolnościach przed poddanymi.

- Skąd o tym wszystkim wiesz, skoro Esward tak starannie ukrywał prawdę?- zapytałam.

- Jego matka, Melinda, była moją córka - odparł Armas. - Chciałbym kiedyś spotkać się z wnukiem i wytłumaczyć mu, że magia nie jest niczym złym jeżeli wykorzystuje sie ją do dobrych celów. Ale boję się, że nie będzie chciał mnie wysłuchać.

Wyznanie Armasa tak mnie zaskoczyło, że dopiero po chwili zauważyłam, że Seth odszedł od ogniska i usiadł pod drzewem. Podeszłam do niego i zapytałam czy wszystko w porządku.

- Tak. Po prostu źle się poczułem, ale mi lepiej. - odpowiedział.

Nie uwierzyłam mu. Za bardzo przejął się tym co usłyszał o czarodziejach. Czy było możliwe, że znał kogoś o takich zdolnościach? Kogoś kto starał sie to ukryć i nie uczył się w Nocnym Zakonie Smoków? Raczej było to niemożliwe, bo w naszej wiosce nikt oprócz mnie nie mógł mieć nic wspólnego z czarami. Postanowiłam jednak o nic więcej nie pytać. Położyłam się obok smoczycy i zasnęłam.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 5 - Początek podróży

 

- Super! Więc od czego zaczniemy? - zapytałam niecierpliwie.

- Oczywiście od smoków. Na rozmowy w myślach mamy jeszcze czas, a Kira już się wykluła, więc musisz przynajmniej wiedzieć czym się żywi i jak szybko będzie rosła. Ale nie możemy rozmawiać tutaj, ktoś mógłby nas usłyszeć. Rano wyruszymy w kierunku Starwood - Gwiezdnego lasu. W jego środku znajduje się siedziba Nocnego Zakonu Smoków. Droga będzie długa, ale to dobrze. Będziemy mieli dość czasu na naukę.

- Ale co to jest Nocny Zakon Smoków i dlaczego tam idziemy? Przecież obiecałeś, że gdy dowiem się czegoś o smokach, będę mogła iść do Carestanii żeby uratować Harowa i Kehlen. Nie mam czasu na jakieś podróże do Gwiezdnego Lasu! - ostatnie zdanie wykrzyczałam.

Byłam zła, że Armas postanowił coś bez konsultacji ze mną. Nie liczył się z moim zdaniem.

- Daj spokój, Zoriia. Armas wszystko mi wyjaśnił gdy byłaś nieprzytomna. To zbyt niebezpieczne, nie możesz teraz kręcić się po Valettri. Shador nie wie jeszcze, że jesteś córką Raivy, ale rycerze których nie zdążyłem zabić, już na pewno donieśli mu o tym, że zostałaś właścicielką smoka. Zrobi teraz wszystko żeby odebrać ci Kirę.

Mój brat miał niestety rację. Nie mogłam ryzykować życia smoczycy, ale nie mogłam też zostawić ojca i siostry bez pomocy. Dlaczego to musiało być takie trudne?

- Mam plan - powiedział czarodziej. - W połowie drogi do Starwood rozdzielimy się - Seth pójdzie do Carestanii i wykupi waszą rodzinę, a ja pójdę z tobą do Belloxy, wioski oddalonej o cztery kilometry od Gwiezdnego Lasu. Tam zaczekamy na Seth'a, Harowa i Kehlen. Gdy już się zobaczycie, twoja rodzina wróci do domu, a ty pójdziesz ze mną do Nocnego Zakonu Smoków. Jeśli chodzi o pieniądze, to nie musicie się obawiać. Pożyczę wam odpowiednią sumę. - Armas uśmiechnął się zadowolony z tak dopracowanego planu.

Zaakceptowałam pomysł maga, choć ciekawiło mnie skąd weźmie taką sumę pieniędzy.

***

Wstaliśmy bardzo wcześnie i wyruszyliśmy w drogę. Czarodziej kupił dla nas trzy konie. Mój był biały z czarną łatką na oku. Nazwałam go Grifi. Kary rumak Seth'a - Ervin - wyglądał na bardzo silnego i wysportowanego. Mag dosiadał pięknej, kasztanowej klaczy o imieniu Serafina.

Poranek 12 kwietnia był ciepły. Zapowiadał się cudowny dzień. Kira nie potrafiła jeszcze latać, dlatego trzymałam ją przed sobą w siodle, owiniętą cienkim kocem żeby nikt nie mógł jej zobaczyć.

Gdy wyjechaliśmy poza mury miasta, Armas zaczął mówić:

- Są cztery podstawowe smocze żywioły: woda, ogień, powietrze i ziemia. Te występują najczęściej. Oprócz nich istnieje dużo specjalnych żywiołów, a o istnieniu niektórych nie wiedzą nawet najpotężniejsi czarodzieje.

- Za jaki żywioł odpowiada Kira? - zapytałam. Miałam nadzieję, że okaże się wyjątkowa i będzie władać jakimś specjalnym żywiołem.

- Gdy nauczysz się rozmawiać w myślach, Kira sama ci to powie. - uśmiechnął się tajemniczo.

- Jak to?! To znaczy, że będę mogła z nią rozmawiać? - Bardzo ucieszyła mnie ta myśl, bardzo chciałam poznać zdanie smoczycy na temat podróży do Starwood. Czarodziej jeszcze mi nie wyjaśnił w jakim celu tam jedziemy.

- Oczywiście, że będziesz mogła z nią rozmawiać. I nie tylko z nią. Wszystkie smoki potrafią rozmawiać w myślach. Ale wróćmy do głównego tematu dzisiejszej lekcji. Smoki żywią się mięsem, więc dopóki Kira nie nauczy się latać, to ty będziesz dla niej polować. Nie potrwa to jednak długo, ponieważ młode smoki rosną bardzo szybko.

- A skąd się tak właściwie wzięły smoki? Ktoś je stworzył czy istniały od zawsze?

- A skąd się wzięli ludzie, elfy i inne stworzenia? - odpowiedział pytaniem na pytanie Armas. - Jest wiele teorii na ten temat i tylko jedna jest prawdziwa, lecz dla różnych grup ludzi różne teorie są tymi właściwymi. Ja uważam, że smoki powstały z marzeń ludzi. Nie to jest jednak najważniejsze. Smoki istnieją od wieków, podejrzewam nawet, że istniały gdy na świecie nie było jeszcze ludzi.

Jechaliśmy cały czas w słońcu, było bardzo goraco. Po obu stronach polnej drogi rozciągał się ocean traw i kwiatów. Był to piękny widok. Na szcząście nie było nikogo w pobliżu, więc Kira nie musiała ukrywać się pod kocem. Przypomniały mi się opowieści uzdrowicielki Sophi o smokach i postanowaiłam zapytać maga o coś jeszcze:

- Czy to prawda, że smoki zioną ogniem?

- Tylko smoki władające żywiołem ognia. Każdy żywioł ma niepowtarzalne umiejętności. Poznasz je dokładnie w szkole chodowców smoków, do której właśnie idziemy.

A więc Nocny Zakon Smoków to szkoła. Ciekawe czy mnie tam przyjmą. Co prawda mam smoka, ale dopiero poznaję cały ten magiczny świat.

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 4 - Szczera rozmowa

Próbowałam otworzyć oczy. Zamrugałam kilka razy, widziałam niewyraźnie. Kręciło mi się w głowie. Leżałam na drewnianym łóżku w jakimś małym pokoju. Byłam przykryta szorstkim kocem. Spróbowałam usiąść, wszystko mnie bolało.

- Nareszcie się obudziłaś. Już myślałem, że mi tu wykitujesz.

Znałam ten głos. Obróciłam się i spojrzałam na mężczyznę siedzącego przy moim łóżku. To był Seth! Nie wierzyłam własnym oczom. To on mnie uratował. Wiedziałam, że dobrze strzela z łuku, ale był ostatnią osobą którą podejrzewałabym o to, że uratuje mi życie. Nie rozumiałam dlaczego to zrobił, przecież mnie nienawidził.

- To... to ty? - zapytałam cicho. - Skąd wiedziałeś gdzie jestem? I dlaczego mi pomogłeś?

Nagle przypomniałam sobie o smoczycy i czarodzieju.

- Gdzie są Kira i Armas? Coś im się stało? - zapytałam przerażona.

- Nie. Wszystko z nimi w porządku. Czarodziej był trochę słaby, ale już czuje się dobrze. Rano opowiedział mi kim jest i... kim ty jesteś. A na Kirę, twoją smoczycę, zaklęcie widocznie nie podziałało. Najpierw nie pozwalała mi się do ciebie zbliżyć, ale w końcu przekonałem ją, że chcę ci tylko pomóc. Armas poszedł na dół żeby coś zjeść, a Kira śpi pod twoim łóżkiem.

Wychyliłam się, żeby sprawdzić czy smoczyca naprawdę leży pod łóżkiem. Zakręciło mi się w głowie i spadłabym gdyby Seth mnie nie podtrzymał.

- Uważaj, jesteś jeszcze słaba. - powiedział z troską.

- Dlaczego to zrobiłeś? - Nie poznawałam mojego przyrodniego brata. Zachowywał się tak jakby się o mnie martwił.

Seth odwrócił wzrok w stronę okna. Padał deszcz. Po chwili znów spojrzał na mnie.

- Zrobiłem to bo cię kocham. Wiem, że nie byłem dobrym bratem, ale to dlatego, że się o ciebie bałem. Może opowiem ci wszystko od początku i wtedy mnie zrozumiesz.

Szesnaście lat temu, bawiłem się w lesie, w pobliżu domu. Przyszli tam wtedy pewnie ludzie: mężczyzna i kobieta z dzieckiem na ręku. Mężczyzną tym był Aliar, kuzyn mojego ojca. Poznałem go dwa lata wcześniej gdy nas odwiedził. Powiedział mi, że nie mają czasu wyjaśniać wszystkiego moim rodzicom, bo ktoś ich ściga. Byłem wtedy małym dzieckiem, więc nie tłumaczyli mi zbyt wiele. Powiedzieli tylko, że mam cię zabrać do domu, do mojej rodziny i powiedzieć rodzicom, że jesteś córką Aliara. Obiecałem, że tak zrobię. Ale gdy odeszli, położyłem cię pod drzewem nad rzeką. Myśleli, że tego nie zauważyłem, ale widziałem, że kobieta która trzymała cię na rękach to elfka - miała spiczaste uszy. U ciebie takich nie zobaczyłem, ale byłem pewny, że ty też jesteś elfem. O waszej rasie wiedziałem mało, tylko tyle co ze starych opowieści babci. Elfy to magiczne stworzenia, a król już wtedy zakazał posługiwania się czarami i karał śmiercią wszystkich którzy mieli z nią coś wspólnego. Gdy kuzyn ojca był u nas, powiedział, że zakochał się w elfce. Gdybym powiedział prawdę, rodzice domyśleliby się że jesteś córką tej elfki i nie ukrywaliby tego przed tobą. Prędzej czy później ktoś z wioski poznałby prawdę i doniósł królowi, a wtedy z pewnością byś zginęła.

Seth był bardzo przejęty gdy to mówił. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zaskoczyło mnie to, że od początku wiedział kim byli moi rodzice i kim ja jestem.

- Dlatego właśnie postanowiłem im nic nie mówić. Tylko ja miałem znać prawdę o twoim pochodzeniu. Zawołałem tatę żeby pomógł mi szukać zabawki, którą rzekomo zgubiłem nad rzeką. I wtedy właśnie cię znalazł.

Myślałem, że wszystko się ułoży, że nikt się nie domyśli i będziesz bezpieczna. Ale ty nie byłaś taka jak reszta dzieci. Widziałaś stworzenia które dla zwykłych ludzi były niewidzialne. Byłem zły, że przez to ktoś zacznie coś podejrzewać. Z drugiej strony widziałem jak płakałaś, gdy dzieci śmiały się, że rodzice wyrzucili cię do lasu bo cię nie kochali. Wiedziałem, że nie mogę powiedzieć ci prawdy, bo chciałabyś wtedy odnaleźć swoją prawdziwą rodzinę, a nas byś zostawiła. Nasi rodzice bardzo cię kochali i nie pogodziliby się ze stratą ciebie. Dlatego byłem dla ciebie nie miły, nie chciałem się z tobą zaprzyjaźnić, bo wtedy nieumiałbym ukryć przed tobą prawdy. Wyśmiewałem się z ciebie, bo nie chciałem żebyś opowiadała ludziom o skrzatach i wróżkach które widzisz. Całe życie bałem się, że poznasz prawdę.

Byłam zszokowana. Mój brat o którym myślałam, że mnie nienawidzi, cały czas starał się mnie chronić. To musiało być dla niego bardzo trudne, okłamywać rodziców i pilnować żebym nie odkryła, że jestem elfem. Robił to wszystko dlatego, że mnie kochał. Oczy wypełniły mi się łzami wdzięczności. Spojrzałam na Setha. Bał się, że będę zła i mu nie wybaczę, że ukrywał przede mną prawdę. Ale przecież robił to w dobrej wierze.

- Dziękuję - powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję. Był zaskoczony, ale odwzajemnił uścisk.

- Kocham cię siostrzyczko i cieszę się, że mogę to nareszcie powiedzieć.

Siedzieliśmy tak kilka minut i oboje płakaliśmy. Kira już się obudziła i patrzyła na nas ze zdziwieniem. Byłam szczęśliwa. Teraz już wiedziałam, że będzie dobrze. Uwolnimy tatę i Kehlen i będziemy żyć razem długo i szczęśliwie.

- Wtedy gdy zobaczyłem rycerzy króla przed naszym domem - powiedział Seth- chciałem jakoś zareagować, chciałem, żeby wzięli mnie do niewoli zamiast Harowa lub Kehlen, ale pewnie i tak zabraliby nas wszystkich, a ja nie chciałem zostawiać cię samej. Całą drogę do Terindy szedłem za tobą, w dużej odległości, żebyś mnie nie zobaczyła. Nie wiedziałem kim był starzec z którym poszłaś do jaskini. Czekałem ukryty w pobliżu, żeby odpowiednio zareagować gdybyś miała kłopoty. Gdy zobaczyłem rycerzy zrozumiałem, ze jesteś w niebezpieczeństwie. Wyciągnąłem łuk i strzeliłem. Resztę histori już znasz.

Do pokoju wszedł Armas. Uśmiechnął się do mnie.

- Widzę, że już sobie wszystko wyjaśniliście. Pora zabrać się za naukę.

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 3 - Rozterki i kłopoty

Następnego dnia rano, gdy się obudziłam, Armasa nie było w jaskini. Kira już nie spała, piła wodę z glinianego naczynia. Wczoraj po rzuceniu zaklęcia pozwalającego wykluć się smoczycy, czarodziej był bardzo zmęczony. Powiedział mi tylko, że jutro nauczy mnie jak opiekować się smokiem. Ale ja, choć bardzo bym chciała, nie mogłam spędzić w jaskini kolejnego dnia. Cały czas pamiętałam o mojej rodzinie, która była w niewoli. Nie miałam nawet pojęcia czy dobrze ich tam traktują i czy w ogóle jeszcze żyją. Ta ostatnia myśl wywołała u mnie falę strachu i poczucia winy. Muszę ich uratować. Z drugiej strony wiedziałam czego oczekiwał ode mnie Armas. Był przekonany, że uda mi się pokonać Shadera i Maglora, i że zostanę królową Riverfallu. Ale ja miałam dopiero szesnaście lat, nie wiedziałam jak rządzić krajem, chciałam tylko, żeby było tak jak dawniej, żeby mój tata i siostra byli bezpieczni.

Była jeszcze Kira. Nie mogłam jej zabrać ze sobą. Dziewczyna podróżująca ze smokiem, raczej nie znalazłaby pracy, a ja nawet nie wiedziałam czym ją karmić. Dopiero dzisiaj miałam się czegoś dowiedzieć o smokach. Nie mogłam jej też zostawić. W momencie gdy się wykluła, poczułam coś dziwnego, czego nigdy wcześniej nie czułam. trudno mi opisać to uczucie. Była to miłość, szczęście i chęć oddania życia za smoczycę, gdyby zaszła taka potrzeba.

Musiałam zostać jeszcze parę dni. Gdy dowiem się czegoś więcej o smokach, wyruszę żeby zdobyć pieniądze dla króla. Może uda mi się jakoś ukryć Kirę.

Do jaskini wszedł Armas. W tym momencie młoda smoczyca stanęła przede mną i pokazała małe, ostre ząbki. Nie pozwalała czarodziejowi do mnie podejść. Zrozumiałam, że czuje to samo co ja - chciała mnie chronić. Nie znała zbyt dobrze Armasa i wiedziała czy nie chce mnie skrzywdzić.

- Już dobrze, malutka. To przyjaciel - pogłaskałam ją.

Kira niepewnie stanęła z boku i czujnym wzrokiem śledziła każdy ruch czarodzieja. Mag był wyraźnie czymś zmartwiony.

- Coś się stał? - zapytałam.

- Rycerze cienia kręcą się w pobliżu. Będziemy musieli stąd odejść. Lepiej żeby Shador na razie nie wiedział, że Raiva miała córkę.

- Dobrze, uciekniemy stąd, ale najpierw muszę ci coś opowiedzieć. - Uznałam, że to najlepszy moment na to, żeby Armas dowiedział się o moich planach uwolnienia rodziny z niewoli.

Czarodziej spokojnie mnie wysłuchał, po czym powiedział:

- Pomogę ci. Jeszcze dzisiaj napiszę list do mojego przyjaciela który mieszka w stolicy Carestanii - Andorze. Zakładam, że właśnie tam jest więziona twoja rodzina. Mój znajomy przkupi strażników, żeby dobrze traktowali twojego ojca i siostrę. Gdy już przekarzę ci cało wiedzę o smokach i innych sprawach, wtedy wyruszysz żeby ich uwolnić.

Plan wydawał się dobry. Zastanawiało mnie co miał na myśli mówiąc o innych sprawach. Może chodziło o rozmawianie w myślach?

Nie miałam czasu żeby go o to zapytać. Usłyszałam jakieś krzyki i po chwili przed jaskinią stanęło sześciu mężczyzn. Wszyscy byli przystojni, mieli czarne włosy i spiczaste uszy. Mieli na sobie ciemne zbroje.

Armas stanął przede mną, chciał chyba rzucić na nich jakieś zaklęcie. Kira błyskawicznie znalazła się przy moim boku. Wtem serce jednego z rycerzy zostało przebite strzałą. Zanim reszta zorientowała się, co się dzieje, kolejna strzała trafiła w głowę najwyższego z nich.

Jeden z rycerzy, który wygladał na najstarszego, wyciągnął przed siebie ręce i wypowiedział słowa w starym języku. Poczułam uderzenie magii i straciłam przytomność...

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 2 - Smok

Po kilkunastu minutach wróciłam do jaskini. Armas posprzątał już po śniadaniu. Siedział teraz oparty o jedną ze skalnych ścian i strugał coś w drewnie. Podeszłam i usiadłam obok niego.

- To ty udzieliłeś ślubu moim rodzicom? - zapytałam.

- Tak to ja. - odparł z nutką smutku w głosie. - Dlatego tak dokładnie znam ich historię. Pomagałem się im ukrywać w górach, przynosiłem jedzenie... Czasem czuję się trochę winny, gdybym się wtedy nie zgodził im pomagać, może nie doszło by do wojny.

Nie doszło by do wojny, a ja nigdy bym się nie urodziła. Przerażała mnie ta myśl. Moje życie nie było idealne, ludzie się ze mnie śmiali, nie akceptowali mnie. Przybrani rodzice, choć wiem, że mnie kochali, też uważali, że jestem dziwna. Do tego Seth, który traktował mnie jak piąte koło u wozu. Nieraz myślałam, że mojej rodzinie byłoby beze mnie lepiej. Wiedziałam, że brat miał rację kiedy mówił, że to z mojej winy ludzie nie korzystali z usług kowala Harowa. To po części moja wina, że ojciec i siostra są w niewoli. Chciało mi się płakać. Ale mimo wszystko chciałam żyć. Kochałam życie.

- Żałujesz? - zapytałam Armasa.

- Nie - odparł po chwili.- Twoich rodziców łączyło prawdziwe uczucie i wiem, że bez względu na moją decyzję, znaleźliby sposób żeby być razem.

Cieszyłam się, że był ktoś, kto wierzył w to że moi rodzice mogli być szczęśliwi.

Postanowiłam zapytać czarodzieja co oznaczał głos w mojej głowie, który słyszałam od kilku tygodni. Powtórzyłam mu dokładnie słowa przepowiedni, jej ostatni fragment dotyczył Armasa. To w nim ktoś pokładał nadzieję na zakończenie wojny. Mag słusząc moje przypuszczenia roześmiał się.

- To nie ja mam być wybawcą Riverfallu, tylko ty. Ja mogę jedynie służyć ci radą i nauczyć cię tego co sam potrafię. Nie wiem czyj głos słyszłaś, niewielu ludzi ma dar porozumiewnia się w myślach. Najcześciej taką umiejętność posiadają czarodzieje, żadziej elfy, a u ludzi jest to prawie niespotykane.

Hmm, więc to ja mam zakończyć tą wojnę. Ciekawe jak. Zresztą mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Muszę zdobyć pieniądze i wykupić Harowa i Kehlen.

- A ty potrafisz rozmawiać w myślach?

- Tak. Ty też już wkrótce się tego nauczysz. Mówiłaś, że najpierw głos był niewyrażny. To dlatego, że nie byłaś gotowa. U czarodzieji i elfów umiejętność ta objawia się w dniu szesnastych urodzin. A ty jesteś półelfem.

Przez chwilę siedzieliśmy pogrążeni w ciszy. Minęło już południe, na dworze było ciepło. Pierwszy odezwał się Armas.

- Chciałbym ci coś dać. - Podszedł do ściany i podniósł fioletowy, okrągły przedmiot. Prawie o nim zapomniałam, co to mogło być? Wyglądało jak jajo, ale na pewno nie jest to jajko żadnego ze znanych mi ptaków. Było o wiele większe. Czyżby to było...

- Tak jak już wcześniej ci mówiłem, smoki w Riverfallu były bardzo szanowane. Gdy władzę przejął Shador, część z nich uwięził i czerpał z ich krwi magiczną moc. Reszta smoków które próbowały walczyć o swoją wolność została zabita. Przeżyły tylko nieliczne. Twoi rodzice znaleźli pewnego dnia w lesie ranną smoczycę. Nie miała szans na przeżycie, oddała więc swoje dwa jaja twojej matce. Jedno z nich to właśnie to które trzymam w ręce, drugie niestety zostało przejęte przez elfy cienia.

A więc to jajo smoka! Sophia opowiadała mi kiedyś o nich legendy, ale nie wiedziałam że są prawdziwe.

- Ale dlaczego tan smok się jeszcze nie wykluł? Przecież minęło już szesnaście lat.

- Wiele wieków temu rzucono na smoki pewien czar, dzięki któremu smok może wykluć się tylko pod wpływem zaklęcia wypowiedzianego przez maga. Było to zabezpieczenie przed tym, żeby nikt nie mógł ich zmusić do służenia złym ludziom. Wyobraź sobie, że gdyby smoki wykluwały się z jaj po kilku miesiącach, Shador mógłby czerpać z nich nieskończoną siłę. Byłby wtedy jeszcze potężniejszy. Oczywiście próbował zmusić kilku czarodzieji do rzucenia tego zaklęcia, jednak żaden się nie zgodził. Podobno w jednej z komnat pałacu, Shador trzymał dużą ilość niewyklutych smoczych jaj. To jajo przechowywałem przez tyle lat dla ciebie. Obiecałem twójej matce, że jeśli coś jej się stanie, dam je tobie.

- Naprawdę? Nie wiem czy jestem na to gotowa. Nigdy nie widziałam smoka, nie wiem czy będę umiała się nim zająć. - powiedziałam.

Z jednej strony byłam bardzo szczęśliwa, ale z drugiej obawiałam się czy sobie poradzę.

- Spokojnie, wszystkiego cię nauczę. A teraz weź je do rąk, a ja wypowiem zaklęcie.

Kilka kolejnych minut było dla mnie wspaniałym przeżyciem. Armas wypowiadał słowa w pradawnym języku. Czułam wokół siebie magię. Nagle zauważyłam pęknięcie na skorupie. Po chwili następne. Z jaja wydostał się mały smok. Miał ciemnofioletową plamkę nad noskiem. Z małego rogatego łebka patrzyły na mnie wielkie, błękitne oczy.

- To smoczyca - powiedział czarodziej.

Pogłaskałam ją. Skóra była lekko chropowata. Smoczyca rozprostowała skrzydła.

- Nazwę cię Kira - powiedziałam do mojej nowej podopiecznej i się uśmiechnęłam.

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 1 - Przeszłość

- Widzę, że już się obudziłaś. Zapraszam na śniadanie.

Obróciłam się w stronę z której dochodził głos. Armas pochylał się nad miedzianym garnkiem z którego unosiła się para. Jaskinię wypełnił zapach gulaszu. Obok dogasającego ogniska leżały czerwono złote pióra - pozostałości po Tatalu*.

Właściwie to byłam wegetarianką. Częściowo dlatego, że nie chciałam jeść czegoś co kiedyś żyło, a częściowo dlatego, że nie było nas stać na zakup mięsa. Ale ponieważ od mojego ostatniego posiłku minęła ponad doba, rzuciłam się na jedzenie i w kilka minut pochłonęłam swoją porcję.

Armas poczekał aż zjem, po czym zaczął mówić:

- Obiecałem, że opowiem ci całą historię twojej rodziny. Musimy więc cofnąć się w czasie o jakiś siedemnaście lat. Królową Riverfallu była wtedy Arianna. Za jej rządów Riverfall było bogatym, elfim miastem, elfy żyły w pokojowych stosunkach z innymi rasami, a smoki były podziwiane i szanowane. Córka Arianny, Raiva, była zaręczona z elfem cienia - księciem Maglorem. Wszyscy byli zadowoleni z planów takiego małżeństwa, ponieważ wiedzieli, że zabezpieczy ich ono przed wojną. Już od dawna wiadome było, że król Shador, ojciec Maglora, chce przejąć władzę nad wszystkimi elfimi państwami. Z dwunastu elfickich krajów, zostały jeszcze tylko dwa, których nie udało się mu podbić. Jednym z nich był Riverfall, w którym żyły elfy lasu, a drugim Ceruleum - państwo elfów powietrza. Jeśli ślub Raivy z Maglorem doszedłby do skutku, Riverfall zostałby przejęty przez elfy cienia bez wojny. Takie rozwiązanie byłoby najlepsze, ponieważ nikt nie miał szans wygrać z Shadorem, który do podbijania kolejnych ziem używał czarnej magii. Księżniczka Raiva zawsze była posłuszna swoim rodzicom, lecz w tym jednym przypadku nie chciała się zgodzić. Była zakochana w człowieku o imieniu Aliar. Małżeństwo elfa z człowiekiem nie miało precedensu. Królowa Arianna pod żadnym warunkiem nie chciała się na nie zgodzić. - W tym miejscu Armas zrobił krótką przerwę, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym podjął opowieść. - Ślubu mogły udzielić tylko trzy osoby: król, królowa lub czarodziej. Raiva i Aliar postanowili więc odszukać trzecią z tych osób. Oboje byli uparci i bardzo się kochali. Myśleli, że nic nie może stanąć na drodze do ich szczęścia. Gdy mag udzielił im ślubu, zdecydowali, że zamieszkają wśród ludzi. Ich spokój nie trwał jednak długo. Kiedy elfy cienia dowiedziały się o ucieczce księżniczki, wybuchła wojna. Podczas niej zginęło wiele elfów, smoków, a także ludzi. Aliar i Raiva przez rok ukrywali się w górach. Gdy urodziła się im córka dali jej na imię Elisabeth. Byli bardzo szczęśliwi, ale wiedzieli, że dla jej dobra muszą ją oddać. Zostawili ją w lesie w pobliżu domu dalekiej rodziny Aliara. Wkrótce po tym zostali znalezieni przez rycerzy Shadora i zabici. Królowa Arianna oraz inni królowie także zostali zamordowani. W ten sposób Shador, a po nim Maglor, byli niepodzielnymi władcami jedenastu elfickich państw. Jedynym krajem który do dzisiaj broni się przed wojskami cieni jest Ceruleum.

Kiedy Armas przestał mówić byłam roztrzęsiona. Więc taka jest prawda. Moi rodzice nie żyją. Zostali zamordowani. A ja jestem półelfem. I z tego co zrozumiałam jestem jedyną, prawowitą dziedziczką tronu Riverfallu.

Do głowy cisnęły mi się tysiące pytań, ale musiałam wyjść przed jaskinię żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Za dużo informacji, jak na jeden dzień.

_________________________________________________________________________________

*Tatal - ptak z rodziny bażantowatych. Występuje w lasach Valetrii. Ma czerwone ubarwienie, ze złotymi plamkami na skrzydłach. Mięso Tatala jest jadalne, najlepiej smakuje z czarnymi jagodami.

Prolog cz. 3

Była już noc, gdy zbliżałam się do bram miasta. Księżyc w pełni i gwiazdy oświetlały drogę. Mimo wczesnej wiosny, było ciepło. Po mojej porawej stronie było wysokie pasmo gór Krakanów.

Usłyszałam szelest i po chwili stanęła przede mną postać w starym, zniszczonym płaszczu. Nie wiedziałam czy to mężczyzna czy kobieta. Było ciemno, a twarz przesłaniał kaptur. Dopiero po głosie poznałam, że to starszy mężczyzna.

- Witaj Elisabeth - powiedział z szacunkiem.

Elisabeth? Przecież ja mam na imię Zoriia.

- Musiał mnie pan z kimś pomylić. Nie nazywam się Elisabeth.

- Z nikim nie mógłbym pomylić dziedziczki tronu Riverfallu - choć nie widziałam jego twarzy, czułam, że się uśmiecha. - Jeśli pozwolisz pani, opowiem ci kim jesteś. Ale może udajmy się w miejsce bardziej odpowiednie na takie rozmowy.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Po chwili ciszy starzec dodał:

- Ja nazywam się Armas. Proszę cię księżniczko, żebyś mi zaufała. Byłem przyjacielem twoich rodziców. Niedaleko stąd znajduje się mała, przytulna jaskinia.

Armas, to było imię czarodzieja, którego kazał mi odszukać głos. Postanowiłam mu zaufać, chociaż wiedziałam, że pójście z nieznajomym mężczyzną, w nocy, do jaskini, nie było zbyt mądre. Miałam przy sobie nóż, który zawsze nosiłam w bucie, więc w razie czego mogłam się obronić.

- Dobrze, pójdę z panem, ale pod jednym warunkiem - chcę usłyszeć całą historię o mnie i mojej rodzinie.

Jaskinia wcale nie znajdowała się tak blisko, jak mówił starzec. Szliśmy ponad godzinę, najpierw po polu pełnym dziur i kamieni o które się potykałam, a następnie po stromym ścieżce na zboczu góry.

Byłam bardzo zmęczona, nie spałam od ponad piętnastu godzin, a moim ostatnim posiłkiem było śniadanie zjedzone rano, a teraz było już po północy.

Gdy dotarliśmy na miejsce, Armas zaproponował żebym położyła się spać przy ognisku które rozpalił, a rano porozmawiamy. Przed snem zauważyłam tylko jak kładzie obok mnie coś fioletowego.

czwartek, 21 marca 2013

Prolog cz.2

Poprzez kręte drogi
do ojczyzny cienia,
tam gdzie jasne słońce
w ciemność się przemienia.

Przez wysokie góry
i płaskie doliny
żeby dojść do Riverfall
- domu twej rodziny.

I gdy już tam dotrzesz
odnajdź czarodzieja,
Armas ma na imię.
W nim cała nadzieja.

Gdy delikatny, kobiecy głos przestał rozbrzmiewać w moich myślach, zacząłam zastanawiać się o co chodzi. Dlaczego dopiero dzisiaj zrozumiałam słowa w tym dziwnym języku? I jak to w ogóle możliwe, że rozumiałam język którego się nigdy nie uczyłam? Jedyny znany mi język to Valasi, posługiwali się nim wszyscy mieszkańcy Valetrii. O co chodziło z tym Riverfall? Czyżby to było jakieś miasto w którym odnajdę prawdziwych rodziców? Ale dlaczego mam szukać jakiegoś czarodzieja? Te i wiele innych pytań krążyły po mojej głowie, gdy wracałam do domu.

W drewnianej chacie nikogo nie znalazłam. Tak samo w ogródku warzywnym za domem.

- Tato?! Kehlen?! - zawołałam. Nikt nie odpowiedział. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i zasłonił usta dłonią. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam.

- Bądź cich wariatko, nie ma ich tutaj. - To był Seth. - Ludzie króla przyszli po spłatę zaległych podatków. Tata nie miał pieniędzy, więc wzięli jego i Kehlen do niewoli. Przed chwilą odjechali, ale ktoś może się tu jeszcze kręcić, więc nie próbuj krzyczeć - puścił mnie.

- Ale dlaczego ciebie nie zabrali? - zapytałam.

- Bo byłem wtedy na polu. Gdy zauważyłem co się dzieje schowałem się w lesie.

- Nie pomogłeś im?! Jak mogłeś spokojnie patrzeć na to jak biorą twoją rodzinę do niewoli! Jesteś zwykłym tchórzem!

Usiadłam na progu i oparłam się o drzwi. Zamknęłam oczy. Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Król Esward nałożył na naszą wioskę wysokie podatki. Tata zarabiał coraz mniej, ludzie rzadko przychodzili w okolice naszego domu. W naszej wiosce mieszkańcy byli biedni i mało kto miał konia. Nieliczni, którym udało się uzbierać pieniądze na to piękne zwierzę, jechali do sąsiedniej wioski, żeby je podkuć.

Prawda była taka, ze nie mieliśmy pieniędzy, zeby spłacać podatki. Seth miał 21 lat, chciał wyjechać w poszukiwaniu pracy do innego miasta, ale ktoś musiał zajmować się uprawą pola, a ojciec był na to za słaby.

Tak mijały kolejne tygodnie, a długi rosły. Aż do dzisiaj. Nie wiem jak Seth mógł na to spokojnie patrzeć, powienien coś zrobić, jakoś zareagować. Ale w głębi serca wiedziałam, że to by nic nie dało. Rycerzy było kilku i byli uzbrojeni.

- Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam tak tu siedzieć. - powiedziałam do brata.

- To co niby zamierzasz zrobić?

- Jak to co! Zdobyć pieniądze, oddać je królowi i odzyskać rodzinę.

- Jestem ciekawy w jaki sposób. To przez ciebie ludzie przestali korzystać z usług ojca. Woleli jechać do innego kowala, byle tylko być jak najdalej od ciebie. Przecież wszyscy wiedzieli o tym, że jesteś nienormalna. Gdy miałaś 6 lat, chodziłaś po wsi i opowiadałaś o goblinach które cię ścigają i o syrenach w jeziorze. Żadne dziecko nie chciało się z tobą bawić. A przy okazji ze mną też nie. Wolałbym żeby Harow nigdy cię nie znalazł. Ale nic na to nie poradzę. Rodzice cię pokochali, chociaż nie wiem dlaczego. Dlatego nie pozwolę żebyś zrobiła coś głupiego. Tutaj nie znajdziemy pracy. Będziemy musieli wyjechać.

- Nigdzie z tobą nie pojadę - przerwałam mu monolog. - Sama znajdę jakiś sposób na zdobycie pieniędzy. Nie potrzebuję brata który mnie nienawidzi i oskarża o wszystko. Poradzę sobie sama.

Nie czekając na jego odpowiedź pobiegłam w stronę drogi. Gdy byłam na zakręcie obejrzałam się. Nie szedł za mną. Skierowałam się w stronę Terindy, największego miasta w pobliżu Valetrii.

wtorek, 19 marca 2013

Prolog cz.1

         
Obudziłam się. Czułam pod sobą twarde, zimne podłoże. Gdzie ja jestem? - pomyślałam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduję się w jaskini. Usiadłam. Po lewej było duże wejście, a z sufitu zwisały stalaktyty. Nagle mój wzrok zatrzymał się na okrągłym, fioletowym przedmiocie, który znajdował się obok mnie. Przypomniały mi się wydarzenia poprzedniego dnia...

Już rano czułam, że wydarzy się coś niezwykłego. Zaraz po śniadaniu usiadłam przed domem na pniu ściętego drzewa i przyjrzałam się chmurom. Miały dziwny, fioletowo - pomarańczowy odcień. Ich kolor nie zdziwił by mnie tak, gdyby to było wieczorem w trakcie zachodu słońca. Ale to był wczesny ranek! Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak.

I znowu stało się to co wczoraj - w mojej głowie pojawił się cichy, melodyjny głos. Nie rozumiałam usłyszanych słów, był to jakiś nie znany mi język. Nikomu o tym nie mówiłam. Mieszkałam w małej wiosce Valettri, na północy państwa Carestanii. Większość tutejszych ludzi bała się magii, czarów i innych niespotykanych zjawisk - a słyszenie głosów, których nikt inny nie słyszy, na pewno do nich należało. Jedyną osobą z którą mogłabym o tym porozmawiać była Sophia, wędrowna uzdrowicielka. Mieszkała w naszym domu przez kilka tygodni, ale gdy wyleczyła już wszystkich chorych, ludzie kazali jej odejść. Podejrzewali ją o używanie magii, a ona nie zaprzeczała. Można się było tego spodziewć, gdy czary leczyły ich laczyły to były dobre, ale gdy przestali chorować, to wszyscy nagle przypomnieli sobie o królewskim zakazie używania magii.

Rozmyślania przerwał mi głos Seth'a, mojego starszego o pięć lat brata, który mnie nienawidził. Właściwie to był tylko przyrodnim bratem.

- Co świrusko? Znowu widzisz jakieś latające stworki, albo skrzaty mieszkające w starym dębie za domem? - zaśmiał się. - Mogłabyś wreszcie dorosnąć. Przez ciebie cała wioska się z nas śmieje. Synowie młynarza nabijają się ze mnie, że mam siostrę wariatkę, która jest nieudanym eksperymentem jakiegoś czarnoksiężnika. - Seth wszedł do domu, a moje oczy napełniły się łzami. Jak on mógł. To nie moja wina, że taka jestem, chciałabym być normalna, ale nie potrafię. Nie znam mojej prawdziwej rodziny, nie wiem kim jestem, ani skąd pochodzę. Może ludzie mają rację - stworzył mnie jakiś szalony mag, a później porzucił w lesie. Sama już nie wiem, co mam myśleć.

Szłam wolnym krokiem nad rzekę. Nie chciałam, żeby ktoś widział, że płaczę, a szczególnie Seth. Na pewno byłby zadowolony, że jego głupie żarty doprowadziły mnie do takiego stanu. Nie dam mu tej satysfakcji.

Rzeka znajdowała się w lasku, niedaleko naszego domu. To właśnie tutaj 16 lat temu, znalazł mnie kowal Harow. Miał chorą żonę i dwójkę małych dzieci, ale mimo wszystko postanowił się mną zaopiekować.

Nowa rodzina szybko mnie zaakceptowała. Z wyjątkiem Seth'a. Klarisa, żona Harowa, zmarła gdy miałam 5 lat. Nie pamiętam jej za dobrze. Wiem tylko, że kochała mnie jak własne dziecko. Po jej śmierci musiałam zacząć zajmować się najmłodszą siostrą, trzyletnią Kehlen. Najstarszy syn Harowa i Klarisy, Galdor, zginął w czasie wojny z Birdenami - wojowniczym ludem, pochodzącym ze wschodu. Ojciec opowiadał mi, że wydarzyło się to gdy miałam dwa lata. Galdor miał wtedy osiem lat, bawił się przed domem, gdy Birdeni napadli na wioskę. Nie zdążył się schować, rodzice znaleźli go przebitego mieczem. Czasami żałuję, że to on zginął, a nie Seth. Mama opowiadała mi że Galdor bardzo się ucieszył, gdy ojciec przyniósł mnie do domu. Na pewno byłby dla mnie dobrym bratem.

Siedziałam nad strumieniem dobrych kilka godzin. Nagle znowu usłyszałam głos w mojej głowie. Tym razem zrozumiałam słowa...